To miał być tylko eksperyment. Architekt – młody, pełen pasji – zestawił swój projekt z propozycją wygenerowaną przez algorytm. Porównanie wypadło… zaskakująco. Nie dlatego, że sztuczna inteligencja „przegrała” czy „wygrała”. Bo może to w ogóle nie był pojedynek? Może problem tkwi gdzie indziej – nie w tym, kto tworzy lepiej, tylko jak rozumiemy kreatywność.
Co potrafi AI? Więcej niż myślisz, mniej niż się boisz
Nie ma co się oszukiwać – AI już teraz projektuje budynki. Przeważnie na etapie koncepcji: szkice, moodboardy, propozycje układów funkcjonalnych. Szybko. Sprawnie. Bez kawy, kaca i ego. Narzędzia typu Midjourney, DALL·E czy Diffusion potrafią zaproponować wizję willi na skarpie z takim rozmachem, że człowiek przez moment zaczyna się zastanawiać: Czy ja naprawdę jestem niezastąpiony?
Tyle że – i tu zaczynają się schody – sztuczna inteligencja nie projektuje w sensie głębokim. Ona przetwarza. Kombinuje, miksuje, komponuje to, co już zna. Tworzy coś nowego z tego, co stare. A przecież architektura to nie tylko forma – to przestrzeń do życia, emocji, cienia i światła. Tego się nie da tylko wygenerować.
Projekt z duszą vs. projekt z danych
W tym tkwi sedno całej tej debaty. Architekci, ci prawdziwi, nie tworzą produktów. Oni tworzą procesy. Spotkania z klientem, szkice na serwetce, nieprzespane noce, momenty frustracji i nagłe olśnienia – to wszystko jest częścią projektu. AI nie ma procesu. Ma input i output. Zero emocji. Zero zmiany zdania. Zero niepewności. A przecież właśnie w tej niepewności rodzi się coś najbardziej ludzkiego.
Czasem najlepszy pomysł wpada do głowy po trzecim espresso i kłótni z inwestorem. Czasem po obejrzeniu starego filmu albo przez przypadek, kiedy coś się nie udało. Tego AI nie doświadczy. Ono nie ma złych dni. Nie ma też… olśnień.

Intuicja – ostatni bastion człowieczeństwa?
Nie wiem, czy kiedyś AI zyska coś, co można nazwać intuicją. Na razie tego nie widać. Człowiek wchodzi do pomieszczenia i czuje, że coś nie gra. Że proporcje się rozjechały. Że światło pada nie tak. AI może tego nie zauważyć – bo nie chodzi o światło fizyczne, tylko emocjonalne.
Zresztą, nawet sam termin „kreatywność” jest problematyczny. Dla AI kreatywność to statystyka – najbardziej nieoczekiwany, ale nadal logiczny wybór. Dla architekta – to często chaos, instynkt, czasem nawet błąd, który nagle okazuje się strzałem w dziesiątkę.
W tym sensie AI przypomina mi bardzo zdolnego rzemieślnika – perfekcyjnie odwzorowuje, nawet improwizuje, ale nie marzy. A bez marzeń architektura zamienia się w wydmuszkę.
Architekt przyszłości: cyborg z duszą?
Może to właśnie jest odpowiedź. Może przyszłość nie należy ani do człowieka, ani do maszyny, tylko do hybrydy. Architekta, który zna ograniczenia algorytmu, ale umie je przekroczyć. Który nie boi się wygenerować stu koncepcji, ale wybiera tę jedną – nie dlatego, że jest najbardziej efektywna, tylko najbardziej ludzka.
Widziałam już kilka takich przykładów: projekty, w których AI analizowało mikroklimat, a architekt dobierał materiały intuicyjnie, kierując się zapachem drewna. Elewacje inspirowane dźwiękiem ulicy. Układy pomieszczeń zaprojektowane wspólnie – przez człowieka i kod.
I wiecie co? To działa.

Kto wygrywa? To źle postawione pytanie
„Architekt kontra AI” to hasło, które dobrze brzmi w nagłówku. Ale w rzeczywistości to nie walka. To rozmowa. A może nawet taniec – jeden prowadzi, drugi uzupełnia. Raz człowiek musi się zatrzymać, innym razem algorytm ratuje sytuację. Nie chodzi o to, kto jest lepszy. Chodzi o to, kto w danym momencie wie, co zrobić.
Dopóki będziemy tworzyć domy dla ludzi, z ich emocjami, lękami, marzeniami – człowiek się nie zestarzeje jako projektant. AI może być partnerem, może być wspólnikiem. Ale nie zastąpi serca.
_____
Więcej wiedzy? Zerknij na nasze inne artykuły: